DobreMiejsce — 5 Min Czytania
atlas 1871
DobreMiejsce — 5 Min Czytania
Atlas
zachwyt to za mało. nie wiem czy to za sprawą artystycznej bohemy, która niegdyś zwykła tu przesiadywać, skomplikowanej historii miasta, którą woła każdy jeden kamień czy prawdziwości, która bije już od progu. ale mieszcząca się w kamienicy Kudliszowskiej przy lwowskim rynku kawiarnia Atlas całkowicie skradła moje serce.
Nie jestem pewna skąd mi się to wzięło. Ale faktem jest, że w swych gastronomicznych wyborach raczej unikam odwiedzania miejsc ulokowanych na samym rynku… jest tam zbyt tłoczno, zanadto turystycznie, o stosunku jakości do ceny nie wspominając. Zazwyczaj, po rzuceniu okiem na starówkę udaję się w kierunku mniej uczęszczanych uliczek, klimatycznych zaułków i okolicznych placów. Nie opuszcza mnie wrażenie, że prawdziwe życie miasta toczy się właśnie tam – z dala od pięknej, rynkowej wizytówki. Tym większe było moje zdumienie gdy w samym środku lwowskiego rynoku natrafiłam na tak niezwykłe miejsce.
przed wojną zwano ten lokal „arcyknajpą”
Obrósł on nie byle jaką renomą, z której teraz – całkiem zręcznie – korzystają jego obecni właściciele. I choć dzisiejszy Atlas to już całkowicie inny lokal, z nową wizją i pomysłem, cieszą liczne odwołania do wielokulturowej tradycji. Wewnątrz nadal znajdziemy pięć, różniących się wystrojem sal. Niegdyś każda z nich miała swój przydomek, jak i swoich admiratorów. Byli więc zieloni i szarzy – admiratorzy mięs i nalewek wszelakich. Beczkowa wzięła się od siadających okrakiem na beczkach miłośników win, artystyczna od licznych malunków, podpisów i szkiców na ścianach. W sali białej znaleźć można było wyznawców białej wódki i białej kiełbasy. Dziś, wejścia do dwóch sal opatrzone są podobnie wyglądającymi napisami. Niewiele mają one jednak wspólnego z przedwojenną tradycją. Śmietanówka i Atlasówka odnoszą się do nazw nalewek, które swego czasu rozsławiły właściciela i wedle obiegowej opinii są nadal najlepsze w całym Lwowie. Menu swym wyglądem przywołuje na myśl afisze z okresu dwudziestolecia międzywojennego i opatrzone jest oryginalnymi, polskimi rysunkami.
pewnie nie robiłoby to większego wrażenia gdzieś indziej
Być może nie robiłoby to większego wrażenia gdzieś indziej, ale we Lwowie – w mieście w którym o polskość wciąż się walczy i w którym doszukuje się jej na każdym kroku – jest to zgoła niezwykłe. Podobnie jak karykatury, pocztówki, zdjęcia i szkice w starych ramach, które nie tylko zdobią ściany Atlasa, ale i z dumą przypominają o jego pięknej, wielokulturowej historii. Z dawnego lokalu zachowano także niektóre elementy wystroju takie jak meble, parkiety, kafle oraz rytuał pójścia do Pana Edzia – synonim ówczesnej, pierwszej we Lwowie, płatnej toalety. Wszystko to tworzy niepowtarzalny, niemożliwy do podrobienia klimat – wolności, sztuki, dobrego tonu i dobrej wódki.
Toczące się niegdyś w Atlasie życie nocne, literackie i artystyczne integrowało wielonarodową społeczność miasta, wznosiło się ponad wszelkie podziały. Własne, narodowe i religijne poglądy zostawiało się za progiem. Ma się wrażenie, że to podejście – pełne zarówno dowcipu, jak i wzajemnego szacunku – wciąż przedziera się przez odnowione już mury Atlasa. Mimo iż zamalowano ściany tętniące bogactwem powiedzonek, aforyzmów, plotek i dowcipów – klimat wolności pozostał. Niemal słychać tę muzykę, te żywe dyskusje, ten gwar rozmów i wszechobecny śmiech.
„Był to lokal ponadnarodowy, ponadpolityczny i ponadwyznaniowy, prawie że eksterytorialny. Siadywał tu razem i pił i przekomarzał się tradycyjny poeta kataryniarz z awangardowym młodzikiem czy ponurym futurystą, malarz akademicki z niezrozumiałym abstrakcjonistą siedział obok rewolucjonisty i komunisty pochodzącego z ziemiańskiej lub bogatej żydowskiej rodziny, dalej lub nawet z nimi bratał się sanacyjny generał i profesorowie uniwersytetu, politechniki czy eksportów ki, księża, redaktorzy, bracia-łata, pijacy, nafciarze, konsulowie, (…) rzeźbiarze, muzycy i mężowie stanu, studenci i aktorzy, był tu cały kosmos”.
Ogromne wrażenie wywołuje także sam wystrój lokalu. Połączenie różnorodnych faktur, surowców, tekstur i oryginalnych elementów dawnego wyposażenia to tutaj istny majstersztyk. Przestronne kamieniczne wnętrze zdobią surowe kamienne łuki i ogromne, witrażowe okna z widokiem na lwowski rynek – szczęściarzem ten, kto trafi akurat na stolik przy jednym z nich! Z pozoru chłodną przestrzeń ocieplają skórzane kanapy, proste, drewniane krzesła, dorodne monstery i duże lampy. Dominuje jasny kamień, impregnowane drewno i piękne, stare kafle. W takim wnętrzu ma się wrażenie, że wena sama przychodzi do człowieka – wystarczy zagłębić się w jeden z tych miękkich foteli i oczywiście – własne wnętrze.
nawet krótka wizyta staje się pełnym emocji doznaniem
W Atlasie nawet krótka wizyta staje się pełnym emocji doznaniem wykraczającym daleko poza gastronomię i turystykę. Czy trzeba go odwiedzić? Nie, to miejsce trzeba poczuć, chłonąć całym sobą i doświadczać. Najlepiej w towarzystwie tortu Sachera, który według panującej opinii jest w Atlasie lepszy niż oryginalny, wiedeński.
Taka kawiarnia nie mogła istnieć nigdzie indziej, tylko we Lwowie. W mieście, które zawsze – niezależnie jak długo byś tam nie przebywał – pozostawia ogromną tęsknotę i niedosyt. I nie chodzi tu tylko o tęsknotę za utraconym, o nostalgię za perłą polskich miast. Lecz o Lwów, który tętni życiem, który wciąga, zachwyca, przygarnia i karmi. I który kocha się od pierwszej chwili i ciągle na nowo.
Get updates about our next exhibitions
We will process the personal data you have supplied in accordance with our privacy policy.